<< Return to the Writing

Og Og i Magiczny Patyk

– Musimy wyjść na Powierzchnię!

Słowa MEX ożywiły Radę. Nie dość, że wpadła na zebranie spóźniona i umorusana, to jeszcze od tak rzuciła stwierdzeniem, za które co bardziej niewygodny osobnik mógłby od jutra wąchać kwiatki od góry. Na twarzach zgromadzonych, naznaczonych trudami nieprzespanych nocy i niskim poziomem tlenu, zagościły strach i gniew. Wybuchła dyskusja zaciekle atakująca mówczynię.

– Nasi naukowcy jeszcze szukają – wtrącił ROX, przedstawiciel Platformy Odnóżkowej, nerwowo drapiąc się za uchem. – To kwestia…

– Czego? Nawet jeśli byłaby to kwestia tygodni… nie mamy nawet paru dni! – MEX krzyknęła. –Tam jest prawdziwe powietrze, nie tylko Płynna Istota Szubrawstwa! Dzisiaj dokopałam się prawie do Powierzchni i… – zaczęła podniecona.

– Starczy, MEX5 – przewodniczący rzucił oschle, zwracając się do Mrówy oficjalnie. Członkowie na chwilę porzucili swoje troski, ciekawi dalszego rozwoju akcji. – Znasz badania. Na Powierzchni nie ma powietrza, ani rozumnych organizmów na bazie krzemu. Jak tak bardzo chcesz, to idź sobie tam. Sama.

Dawno temu, gdy ilość tlenu filtrowanego z jądra Ziemi była wystarczająca dla Mrów, te lubiły eksperymentować. Poprzez modyfikacje genetyczne to dodawały sobie dodatkową parę odnóży (bo 4 to za mało by móc poruszać się w tunelu i wcinać Big Trufla), to owłosienie w dziwnych miejscach (co było skrajnie niepraktyczne, ale gdzie moda panią, rozum sługą).

Największą ówczesną modyfikacją było dodanie do umysłu modułu losowości. Wtedy zaczęły się problemy. Zmutowane Mrówy stwarzały problemy zwykłym mieszkańcom – zaśmiecały tunele, upijały się i hałasowały… Ale! okazało się, że wśród tych nieprzyjemnych struktur znalazły się też osobniki których rozum, z racji swej nietuzinkowości, mógł przydać się rozwojowi nauki.

Posiadaczką takiego umysłu była właśnie MEX5. Swoimi odkryciami zapewniła sobie posadę badawczą, a swoim charakterem miejsce w Radzie.

MEX drążyła tunele w zgodzie ze swoją intuicją i wbrew temu, co pokazywały przyrządy pomiarowe. Naukowcy chwytali się za głowę. Jednak wyszło na jaw, że trasy wykopane przez Mrówę prowadzą w interesujące miejsca i zawierają złoża, których w danym miejscu teoretycznie być nie powinno.

– W porządku! – wywróciła oczyma i ku zdziwieniu wszystkich faktycznie zaczęła drążyć tunel ku Powierzchni. Radni rzucili się za śluzę uciekając przed zabójczą cieczą, pokrywającą rzekomo całą Powierzchnię.

Po paru żmudnych godzinach, dokopawszy się do wierzchniej warstwy, zawahała się. Wątpliwości minęły jednak tak szybko jak się pojawiły. Odkopała ostatnie grudki ziemi.

Powietrze! Zaciągnęła się życiodajnym gazem.

Z majestatycznych obłoków, które przed chwilą zaparły dech w jej piersiach, nagle skropliła się woda. Z przeraźliwym krzykiem bólu MEX zaczęła desperacko kopać, by zapaść się w bezpieczny głąb. Jej odnóża, poruszając się gwałtownie i ocierając się o siebie, co chwila wysoko strzelały iskrami.

Nie udało jej się. Bez życia zamarła.

Jaskiniowiec Og Og wychodził właśnie z lasu z owocami na obiad. Niezwykłe widowisko sprawiło, że z wrażenia upuścił jedzenie i podbiegł do dziwacznej kreatury.

– Uga aaga!

Drżącymi rękoma chwycił martwe odnóża Mrówy i wyrwał je.

Z tym magicznym przedmiotem mu się uda! To on zrobi coś, co wydawało się niemożliwe!

Wieczorem podarował odnogę Uhhie – najsilniejszej samicy w okolicy. Ta po raz pierwszy przyjęła czyjeś zaloty. Kończynę MEX wpięła sobie we włosy jako ozdobę.

Z tego wspaniałego związku zrodziła się legenda… Pierwszy człowiek, który ujarzmił ogień.

<< Return to the Writing